avonsie

nati · @avonsie

24th Aug 2013 from TwitLonger

Spojrzałem w jego piękne zielone oczy, w kącikach których połyskiwały małe łzy.
- To już koniec, Louis? – spytał drżącym głosem. Wyglądał jak mały chłopiec, gdy leżał skulony na kanapie, a jego brązowe loki tkwiły w nieładzie. Przysiągłbym, że jeszcze chwila, a wybuchnie płaczem. Nie mógłbym patrzeć obojętnie na jego łzy. Był taki bezbronny, pozbawiony wszelkich masek, scenicznego makijażu i póz, po prostu czysty Harry Styles, takiego jakim znam go ja i chłopcy z zespołu oraz jego najbliżsi. Nikt więcej nie zna go tak prawdziwego, jak my. To, co kreują media nie jest prawdziwym Harry’m. Nie takiego Harry’ego pokochałem, ale takiego muszę go zostawić.
- Przykro mi…
- Nie, nie jest ci przykro! – krzyknął, a pojedyncza łza spłynęła po gładkim policzku i spadła na tapicerkę sofy. Wsunąłem dłonie w kieszenie, nie wiedząc co mogę odpowiedzieć na jego słowa. Cokolwiek bym powiedział, on przeinaczyłby fakty. Zawsze stawiał siebie w roli ofiary. – Nie mogę uwierzyć w to, jak cholernie automatyczny się stałeś! Jesteś zaprogramowanym dziełem Modestu. Nienawidzę ich za to. – podniósł się, stając naprzeciw mnie. Był nieco niższy, a na pewno zgarbiony i słabszy. Choroba wyniszczała go stopniowo, jednak widać było ogromną zmianę pomiędzy nim aktualnie, a nim sprzed kilku miesięcy. – I nienawidzę ciebie, Louis Tomlinson!
- Nie mów tak, Harry.
- A co, jeśli to prawda?
Jego słowa ukłuły mnie w dołku, aż zrobiłem niewielki krok w tył, szukając równowagi. Wiedziałem, że jestem jedynym winnym. Nikt inny nie byłby na tyle beznadziejny, by zrobić coś takiego, jak ja. W momencie, gdy ukochaną osobę zabiera ci choroba, nie myśli się o karierze i przyszłości. Myśli się o teraźniejszości, o czasie, który tak szybko upływa, o chwilach, które przemijają jak filmowe klatki. Nigdy nie o pieniądzach.
Popełniłem błąd, którego nie mogę już odwrócić.
Odkąd rozpadło się One Direction, a właściwie odkąd Modest! Managment podjęło decyzję o rozwiązaniu z nami umowy nie widziałem niczego innego jak wyznania światu prawdy i skupieniu się wyłącznie na tym chłopaku. Ale wtedy zaproponowano mi kontynuację kariery, jako solista. Spełnienie marzeń, czyż nie? Oprócz mnie tą szansę otrzymał tylko Liam. I zgodził się bez słowa zawahania. Zrobiłem więc to samo… a umowa zawierała zerwanie kontaktu ze Stylesem.
- Jak możesz być takim cholernym egoistą, Lou? Po tym wszystkim, co zniosłem, po tych pojebanych akcjach, scenkach, kurwa mać, dlaczego mi to robisz?!
Złapał w dłonie materiał mojej koszulki przyciągając mnie do siebie. Spojrzał na mnie mętnym spojrzeniem i wpił się w moje usta, całując mnie z całą namiętnością, którą w sobie nosił. Jego język zataczał szaleńcze okręgi wokół mojego, a ja nie miałem ochoty przestać. Delikatne, miękkie wargi, którymi pieścił moje doprowadzały mnie do szaleństwa. Po krótkiej chwili puścił mnie i odepchnął od siebie, zalewając się łzami. Usiadł na sofie, podciągając nogi do klatki piersiowej. Ruszyłem w jego stronę, ale zatrzymał mnie stanowczym głosem:
- Wyjdź stąd.
- Harry, proszę…
- Wyjdź, albo wezwę ochronę! – krzyczał wycierając wierzchem dłoni mokre od łez policzki. – Nie rozumiesz? Wypierdalaj!

Tkwiłem w mieszkaniu kilka kolejnych dni, nie zwracając uwagi na dzwoniący telefon ani na pukanie do drzwi. Dopóki nie byłby to Harry, nie miałem ochoty żyć. Nie wiedziałem, że spełnienie moich marzeń, aż tak go zaboli… Chciałem… Chciałem zrealizować samego siebie, wspierać go w chorobie, wierząc, że za chwilę będzie całkiem zdrowy w pierwszym rzędzie na moim koncercie. Byłem idiotą. Skończonym, zakochanym w sobie idiotą. Ale kochałem też jego i nie mogłem pozwolić mu wyrzucić siebie ze swojego życia. Zebrałem najpotrzebniejsze rzeczy, a w głowie miałem tylko jedno: być z nim i mieć w dupie konsekwencje. Mój samochód pędził z zawrotną prędkością przez niezbyt zatłoczone, nocne miasto. Dochodziła druga w nocy. Zahamowałem pod jego domem i wszedłem, mijając obojętnie ochronę. Dotarłem do jego sypialni. Leżał w łóżku kompletnie blady, oddychając słabo. Podniósł się na mój widok i szepnął niedosłyszalnym głosem:
- Zadzwoń po karetkę… błagam…

Przykuty do szpitalnego łóżka został prowadzony przez biegnących lekarzy. Wylądował na sali operacyjnej, a ja zostałem za drzwiami, krążąc w koło jak poparzony. Bałem się. Cholera, bałem się jak nigdy! Moje dłonie drżały, czoło oblał zimny pot. Z trudem trafiłem do toalety, by zwrócić resztki wczorajszego obiadu. Wracając na korytarz przed moimi oczami wciąż pojawiała się jego uśmiechnięta i pełna życia twarz, gdy tak pięknie i bez lęku mówił mi o miłości. W automacie wybrałem zimną wodę i wypiłem kubek jednym łykiem, opadając na plastikowe krzesełko. Przede mną pojawił się lekarz w białym kitlu i jednym ruchem postawił mnie do pionu.
- Wszystko w porządku? – spytał trzymając mnie w pozycji stojącej, podczas gdy moje błędne spojrzenie przebiegło po całym korytarzu i w końcu napotkało jego twarz.
- Co z nim?
- Zrobiliśmy co w naszej mocy, by podtrzymać go jeszcze trochę przy życiu i… Zaraz obudzi się z narkozy. Przykro mi to powiedzieć, ale jego narządy umierają. Nie zostało mu wiele czasu.
Wylądowałem na jego sali jak zahipnotyzowany i podbiegłem do łóżka, łapiąc jego słabą dłoń. Otworzył powoli oczy, a usta ułożył w niemrawy uśmiech, gdy zobaczył mnie przed sobą.
- Nie, Harry. Zamknij je, jeśli to sprawia ci trud. Pozwól, że choć raz ja coś tobie opowiem, dobrze? – przysiadłem na skraju łóżka i odgarnąłem wolną ręką gęste loki, które przykleiły się do jego spoconego czoła. – Te chwile z tobą były najprzyjemniejszymi w moim życiu. Nic nigdy nie zastąpi mi ciebie. Jesteś wyjątkowy, zdajesz sobie z tego sprawę? Chciałbym każdego dnia budzić się i widzieć ciebie przy moim boku, robić ci śniadanie, poranną herbatę i wychodząc do pracy żegnać się z tobą w ten romantyczny sposób… Chciałbym sprawiać ci prezenty i wychodzić z tobą na kawę o trzeciej w nocy. Jeździć z tobą na każdy z twoich hipsterskich festiwali i zrzucać z ciebie koszule w kratę, gdy uprawiamy seks w toaletach. Śpiewać twoje ulubione piosenki do mikrofonów zrobionych ze szczotek do włosów. Chciałbym cię kiedyś zobaczyć kompletnie siwego i kompletnie pijanego. Chciałbym biegać do sklepu po twoje zachcianki i pozwolić ci szaleć za kierownicą. Znosić każde spojrzenie zakochanych w tobie fanek. Obserwować, jak piszesz, przegryzając dolną wargę… Chciałbym spędzić z tobą całe moje życie. Wiem, że jestem tego nie wart, ale… - przerwałem na chwilę, by powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. – Powiedz, czy jest coś piękniejszego niż moment, w którym masz pewność o mojej miłości? Kocham cię, Harry Styles. Kocham cię mocniej niż cokolwiek i kogokolwiek przed tobą i po tobie. Chcę mówić ci to do śmierci. Chcę tworzyć piosenki na temat tego, jak cholernie cię kocham.
- Louis… - szepnął słabym głosem, ściskając nieco mocniej moją dłoń. Maszyna stojąca przy łóżku wydawała coraz wolniejszy sygnał o jego pulsie. Serce mojego mężczyzny zwalniało z każdą sekundą. – Kocham cię, Louis Tomlinson.
- I ja ciebie, Harry Styles – odpowiedziałem natychmiastowo złączając nasze usta w delikatnym i czułym pocałunku.
- Przykro mi, że muszę cię zostawić w ten sposób…
- Harry, z mojego serca nie odejdziesz nigdy. Będę robił każdą rzecz w moim życiu, nosząc cię tutaj, przez cały czas.
Przyłożyłem nasze splecione dłonie do mojej klatki piersiowej i ucałowałem jego policzek. Łzy spłynęły wzdłuż mojej twarzy.
- Obiecałem, że będę to mówić do śmierci, prawda? Kocham cię, kocham cię, kocham cię… kocham cię…
Ostatnie, wolne sygnały, by w końcu usłyszeć ten jeden, długi i pociągły. Tłum lekarzy wbiegł na salę, reanimując go – bezskutecznie. On chciał odejść. Chciał być tam, gdzie może być sobą.
- Kocham cię… - szepnąłem ostatni raz wprost w jego usta, by złożyć na nich ostatni, pojedynczy pocałunek.

- Tą piosenkę chciałbym zadedykować tej specjalnej osobie – mruknąłem w mikrofon. Tłum fanów wydał z siebie głośny pisk, który przeszył doszczętnie mój umysł. Uśmiechnąłem się, podnosząc wzrok ku niebu, a moją dłoń kładąc na piersi. – Kocham cię, Harry Styles. Na zawsze.

[Otwórz ten link - http://www.youtube.com/watch?v=Yg_17JHFXwk ]

- You can't go to bed without a cup of tea
And maybe that's the reason that you talk in your sleep.
And all those conversations are the secrets that I keep
Though it makes no sense to me.
I won't let these little things slip out of my mouth.
But if it's true it's you, it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things.
I know you've never loved the sound of your voice on tape,
You never want to know how much you weigh.
You still have to squeeze into your jeans,
But you're perfect to me.
I've just let these little things slip out of my mouth.
'Cause it's you, oh it's you.. it's you they add up to.
And I'm in love with you and all these little things.

Ukłoniłem się kończąc utwór i otarłem łzy z moich policzków.


Mam nadzieję, że spodoba wam się to, co napisałam pewnej bezsennej nocy. Tak, jestem Larry shipper, mam nadzieję, że mnie nie za to nie zjecie. Dajcie znać co sądzicie o tej krótkiej historii. @avonsie

Reply · Report Post